W olsach choć jeszcze trochę lodu, zaczyna się życie, wybijają kaczeńce, myszołowy krążą nad swoimi gniazdami.
Nie rozumiem polityki naszych leśników, jedno drzewo, cztery dziuple i zaznaczone do wycinki, choć prawo na to zabrania, sami psują i tak nadwątloną swoją opinię.
Jeszcze jestem w stanie zrozumieć wycinkę takich drzew, które notabene i tak tylko na opałówkę się nadają, gdyby w zamian cztery budki różnych typów powiesili. A nie powieszą nic, lub dwie na krzyż.
Potrzosy i skowronki polne nie dały się złowić w obiektywie, za to żurawie ze znacznej odległości można focić.
Zakwitł już i wawrzynek wilczełyko, nie od parady tak się nazywa, jego owoce, kwiaty są naprawdę zabójcze. To nasz pierwszy z kwitnących krzewów, zresztą pod ochroną.
Bobry są mistrzami w inżynierii wodnej i darmowymi robotnikami od retencji, że w tak małym móżdżku tyle pomyślunku. Co niektórzy może na nie narzekają, ja się cieszę bo dzięki nim wróciły m.in. bociany czarne.
Zachód zapowiadał się dobrze, a był nijaki.
Dzień wcześniej wyglądał trochę lepiej.
Po ponad 19 kilometrach kolana padają, ale gęba się cieszy.
fot. i tekst Damian Bujnowski























Bardzo fajnie się czyta twoje przygody z przyrodą okraszone zdjęciami, zachęcam do obszerniejszych opisów i czekam na następne.
OdpowiedzUsuń